37,5 tys. złotych, do tego odsetki i koszty postępowania w wysokości 460 złotych - sąd wydał wyrok w sprawie Janusza Panasewicza (18.01.1956 w Lipsku w województwie podlaskim). Lider formacji Lady Pank nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
W ciągu najbliższych dwóch tygodni muzyk ma zamiar odwołać się od wyroku i zażądać procesu cywilnego. Menadżer artysty przyznaje, że nie widzi powodu, żeby płacić choćby złotówkę.
Przypomnijmy, że proces to konsekwencja koncertu, który odbył się trzy lata temu w Pruszczu Gdańskim. Panasewicz wyszedł na scenę pijany, zachowywał się wulgarnie i rzucił w tłum plastikową butelką z wodą, która trafiła w głowę 24-letnią kobietę. Po tym incydencie koncert trwał jeszcze przez kilkadziesiąt minut, chociaż część publiczności nie miała już ochoty uczestniczyć w zabawie.
Władze Pruszcza postanowiły walczyć przed sądem o zwrot 37 tysięcy złotych, które wydano z gminnej kasy na organizację nieudanego koncertu. "Zapłaciliśmy za dobrą zabawę, ale zamiast tego nasi mieszkańcy dostali pokaz chuligaństwa." mówił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wiceburmistrz Pruszcza Ryszard Świlski.
Panasewicz już raz zapłacił za swoje wybryki podczas wspomnianego koncertu. Za "naruszenie w rażący sposób zasad porządku publicznego" musiał zapłacić 13 tys. złotych, w tym 3 tys. dla poszkodowanej kobiety.
(WP.pl)