Niesamowity koncert Mery Spolsky w Starym Klasztorze
Data: 28-11-2019 o godz. 23:55:00
Temat: Live


Chyba rok temu przez przypadek trafiłem na teledysk "Liczydło" Mery Spolsky . Posłucham jeden raz, posłuchałem drugi, a potem nie mogłem się od tej piosenki uwolnić.




Tak mi się spodobała, że "chodziła" za mną wszędzie. I w domu, w pracy, i na ulicy, i w pociągu, i w tramwaju i w autobusie, no wszędzie. Zresztą oglądając teledysk widziałem, że Marysia, też jest super dziewczyną. Pomyślałem sobie, że muszę być na Jej koncercie. Czas tak mi szybko leci, a ja jeszcze nie byłem na Jej koncercie. W tym czasie Mary Spolsky nagrała już drugą płytę, Jedna z koleżanek, która też Ją uwielbia, powiedziała Zbyniu - Mary Spolsky ma koncert 26 listopada we Wrocławiu, w Starym Klasztorze - idź na nią, nie pożałujesz. To mnie zmobilizowało.



(tłumy na sali)

Do tego czasu "zaliczyłem" już chyba z 10 koncertów, i to różnych gatunków, od metalu, po muzykę pop. Nadszedł oczekiwany przeze mnie 26 listopada. Ja przyszedłem około 19.30, a fotograf Wojtek 19.55. Publiczność cały czas zapełniała Salę Gotycką, schody na balkon i balkon. Otworzyli nawet jeszcze jedną szatnię, bo dwie już czynne, nie nadążały z przyjmowaniem garderoby. Takiego tłumu dawno nie widziałem.


Po dwudziestej tłum domagał się wyjścia na scenę Mery Spolsky, ale jeszcze trzeba było poczekać, ponieważ najpierw support, a potem gwiazda. O 20.10 na scenę weszli Papa Musta i Rat One, czyli Rat Kru, poznański duet wykonujący muzykę z pogranicza hip-hopu i szeroko pojętej elektroniki.


(Rat One)

W ciągu pół godziny, duet wykonał siedem energicznych utworów, tętniących rytmem, i zarazem wpadających w ucho. Publiczność nie dała się długo prosić, kiedy Papa Musta prosił o skakanie w rytm kawałków, a potem kucanie i wyskakiwanie jak z procy do góry.


(Papa Musta)

Co ciekawe, większość publiczności znała teksty i równo jechała rymy z Papa Mustą. Patrząc na nich z balkonu i na reakcję widzów pomyślałem sobie, że ich muzyka za nic nie daje się wepchnąć do żadnej z szufladek. Trochę w tym hip-hopu, trochę zwariowanej elektroniki z lat 90. i trochę trudnych do zidentyfikowania dźwięków.


(Rat Kru)

I tak trwało to przez pół godziny. Było to ekstra przygotowanie, na to co miało nastąpić o 21.05. Gdy zeszli ze sceny, a ja za chwilę poszedłem się przywitać z chłopakami, widziałem, że dali z siebie wszystko. Byli mokszy, jakby przed chwilą przyszli z mieszkania, które zalał im sąsiad. Podczas naszej rozmowy, okazali się bardzo serdeczni i chętni do współpracy ze mną, przy zbieraniu informacji do powstającej KMP XXIw.


(Papa Musta, Wojtek Pi, Rat One)

Kiedy Rat Kru zeszli ze sceny nastąpiła przerwa techniczna. Gdy zbliżała się godzina 21.00 publiczność coraz bardziej zniecierpliwiona zaczęła skandować - Mery Spolsky, Mery Spolsky, Mery Spolsky - no i doczekała się. O 21.05 na scenę wszedł No Echoes, gitarzysta, producent i songwriter, stale związany z zespołem Mama Selita i Mery Spolsky. Zrobił wstęp na gitarze, a po chwili wskoczyła na scenę - jak Pershing Mery Spolsky i od razu się przywitała - Dzień dobry Wrocław - jak się macie

(Dzień dobry Wrocław - powiedziała na przywitanie Mery Spolsky)

I zaczęło. Dawno, czegoś takiego nie widziałem. Ta dziewczyna to istny dynamit. Potrafi zapanować nad tłumem. Co powie, to wszyscy, to robią. I za co Marysię jeszcze podziwiam - za niesamowitą kondycję, i za ciągły uśmiech na twarzy. Jestem ciekawy, jak wygląda, kiedy jest smutna. Przebywać z nią w towarzystwie, chociaż przez chwilę, to tak, jakby podłączyć się do akumulatora, który naładuję cię na dzień lub dwa.

(Mery Spolsky)

Podczas tego koncertu Mery Spolsky zaprezentowała cały program z nowej płyty "Dekalog Spolsky, wydany we wrześniu 2019 roku, oraz trzy utwory z poprzedniej płyty "Miło było pana poznać (2017). Nie zabrakło oczywiście największego przeboju Artystki "Liczydło", który tak za mną "chodził" przez tyle czasu, a teraz usłyszałem go na żywo, z akompaniamentem... publiczności. Oczywiście ja również się przyłączyłem, z czego Wojtek się śmiał, że znam tekst piosenki.


(Mery Spolsky)

Stałem przy scenie, więc mogłem obserwować całą salę od strony sceny. Widziałem dzieci z rodzicami, dziadków, nastolatków. ludzi w średnim i trochę więcej niż w średnim wieki. No cały przekrój wiekowy. Uśmiechałem się (chyba mnie Marysia zaraziła) sam do siebie, że tak fajnie można bawić się razem. Bez agresji i przemocy. Wszyscy uśmiechnięci i radośni. Skorzy do zabawy i pomocy jeden drugiemu, bo takie sytuacje również widziałem.


(Mery Spolsky)

Mery Spolsky cały czas podkreślała, że jest bardzo szczęśliwa, że właśnie występuje w jej ukochanym Wrocławiu. Widać było na jej twarzy wielką radość, że sala pękała w szwach, a to dla artysty jest najważniejsze. Bo jak tu grać, dla pustawej sali? No chyba, nic przyjemnego. Kiedy zbliżał się koniec koncertu, publiczność już zapowiedziała, że ich nie wypuści tak szybko. No i się sprawdziło. Na bis Mery Spolsky wykonała jeszcze trzy utwory "Kosmiczna dziewczyna", "Miło było pana poznać" i "Technosmutek" i jak zawsze ze śpiewem publiczności. Kto tego nie słyszał, to nie wie o czym piszę. Aż ciarki przechodzą po plecach. Dodam jeszcze, że cały koncert realizował Kuba Tarnercki

(Mery Spolsky)

Kiedy nastąpił definitywny koniec, mniej więcej o 22.27 - bardzo zmęczona, ale szczęśliwa zeszła ze sceny i udała się do garderoby. Czekając na Marysię, rozpocząłem rozmowę z Asią Łukasiewicz, która była prawie na wszystkich koncertach, które już odbyły się na tej trasie, m.in. Lublin, Kraków, Chorzów, Toruń, Sopot i co mi powiedziała?, że czegoś takiego nie było w żadnym mieście.



(Mery Spolsky)

Ta cała radość, która była na sali, to i jej się udzieliła. Mówiła, że skakała, jak wariatka, nie patrząc na nic, ale takiej kondycji, jak Mary to nie miała. Oczywiście całej rozmowy nie przytoczę, ale mogę jeszcze napisać, że Asia Łukasiewicz jest w ogóle oczarowana Wrocławiem i ludźmi, którzy tutaj mieszkają. Powiedziała jeszcze - czuć i widać tą inność od reszty Polski. Uśmiechnąłem się tylko i poszedłem do garderoby, na spotkanie z Marysią i jej gitarzystą No Echoes.


(Ich troje)

Na przywitanie uściskała mnie na niedźwiadka, porozmawialiśmy, podpisała płytę i cały czas się uśmiechała. Nie widać było po niej żadnego zmęczenia, a potem jeszcze tyle ludzi czekało na Marysię na sali, a Ona cierpliwie i.. z uśmiechem obdarzała wszystkich, albo autografem, albo uściskiem, albo dobrym słowem. Po prostu Artystka Anioł! Jeszcze pisząc tę relację nie wierzę, że miałem Marysię w objęciach. I co? Teraz wierzycie, że marzenia się spełniają? Aha! bo bym zapomniał. Obiecałem Jej, że kiedy tylko będzie we Wrocławiu grała koncert - będę z ekipą!



(No Echoes / czyli Grzesiek - gitara i inne dźwięki)




(cierpliwie i.. z uśmiechem obdarzała wszystkich, albo autografem, albo uściskiem, albo dobrym słowem)

(tekst Zbyszek Kowalczyk. Fotografie: Wojtek Pisula)

A ja (Zbyszek) od siebie bardzo dziękuję Agatce Furmanek, za znakomitą współpracę. Wojtuś dziękuję Ci, ale się ubawiłeś! Widziałem to!









Artykuł jest z www.muzyczneabc.pl
http://www.muzyczneabc.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.muzyczneabc.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=20850