Sebastian Łobos aranżuje na nowo płytę Tonny Bennett & Lady Gaga 'Cheek to cheek
Data: 05-11-2019 o godz. 05:19:51
Temat: Live


Chyba z 10 dni temu byłem na koncercie amerykańskiego gitarzysty George´a Dyera. W zespole towarzyszącym artyście grał młody pianista Sebastian Łobos. Przed koncertem, a potem w czasie przerwy porozmawialiśmy sobie z Sebastianem o różnych rzeczach.



W końcu Sebastian zapytał, czy nie chciałbym przyjść w niedzielę, 3 listopada do Vertigo Jazz Club & Restaurant o godz. 20.00., gdzie odbędzie się drugi koncert spod jego ołówka - aranżacje płyty Tonny Bennett & Lady Gaga "Cheek to cheek" (2014) w 10-osobowym składzie. Pierwszy odbył się 29.06. 2019r.


Propozycja ciekawa, więc poszedłem do Grześka i Kuby (byli na sali) zapytać się, czy będą mieli czas 3.11. Zgodzili się bez chwili zastanowienia. Sprawy foto i film były już załatwione. Pozostała jeszcze jedna osoba - moja koleżanka Alusia, która chciała iść ze mną na koncert i go opisać. Na drugi dzień zadzwoniłem do niej i miałem już drużynę w komplecie. A teraz już oddam głos mojej uroczej koleżance Alusi.


W niedzielę 03.11.2019 r. miałam przyjemność - i nie używam tego wyrazu przypadkowo - siedzieć na widowni wrocławskiego Vertigo Jazz Club & Restaurant. Wraz z moim kolegą Zbyszkiem oraz fotoreporterami Grześkiem i Kubą weszliśmy około godziny 19.30 do miejsca, które już za moment miało nas przenieść klimatem do najlepszych klubów jazzowych Ameryki. Zostaliśmy przywitani przez Sebastiana Łobosa - pomysłodawcę, pianistę i aranżera koncertu. Zamienił ze mną kilka zdań, po czym przeprosił i zniknął na sali. Powiem, że nie zauważyłam, aby się stresował tym wydarzeniem.


Myślę, że warto nadmienić, że obawiałam się, że nie będę miała gdzie usiąść. Ba! Obawiałam się, że przez tłum zgromadzony w sali, trudno mi będzie cokolwiek zobaczyć. Miejsca były zajęte co do jednego, a w klubie nie można było włożyć szpilki. Ostatecznie znalazłam sobie kąt do cichej obserwacji tuż obok szatni. Było bezpiecznie, bo nad wszystkim czuwał mój kolega - Zbyszek - kronikarz, który służył mi radą i miłym towarzystwem. A to jest bardzo ważne.


Wyciągnęłam pióro, notes i czekałam. Planowo koncert miał się zacząć o godzinie 20:00 ale jak to zwykle bywa przy takich wydarzeniach nastąpiło małe, nie dające się odczuć opóźnienie. Koncert rozpoczął się o godzinie 20:16. W klimat wprowadziły nas-słuchaczy - przygaszone światła i świece rozpalone na scenie (koncert należy do cyklu „przy świecach”).

(przygaszone światła)

Na scenę weszła niezwykłej urody brunetka - wokalistka Natalia Szczypuła, pianista Sebastian Łobos, kontrabasista Michał Kuźnicki i perkusista Paweł Nienadowski. Jasne, białe światło zostało punktowo skierowane na wspomnianą wcześniej Natalię i… zaczęło się. Pierwsze dźwięki zostały zagrane przez pianistę Sebastiana. Wstęp fortepianowy był grany w rozciągnięty sposób, delikatnie ze słyszalnym, ale nie narzucającym się tematem pierwszego utworu „Cheeck to cheeck”

(Natalia Szczypuła)

Kolejnej szczypty magii dosypała swoim głosem Natalia dopasowując się do aury, którą wysnuł z instrumentu aranżer koncertu. Następnie do wyżej wymienionych dołączyła sekcja rytmiczna: kontrabasista i perkusista grając w klimacie shuffle. Utwór z nostalgicznego przeobraził się w znacznie żywszy. Ostatnią osobą, która dołączyła w tym utworze był wokalista Jakub Luboiński. Wraz z Natalią stworzyli wspaniały duet podczas całego koncertu. Pierwsze co dało się usłyszeć kiedy śpiewali, to świetne umiejętności techniczne Natalii oraz bardzo ciepła, wyjątkowa barwa głosu Jakuba. Partię wokalną zakończyli miłymi dla ucha scatami, a puzonista swoim solo zadbał o wirtuozerię doprowadzającą pierwszy utwór do finału.

(Sebastian Łobos i Jakub Luboiński)

Po tak pięknym wprowadzeniu widownia została przywitana lekką gawędą Jakuba. To właśnie w tym momencie słuchacze dowiedzieli się, że cały koncert jest świeżym spojrzeniem Sebastiana Łobosa na płytę Lady Gagi i Tonnego Bennetta z 2014 roku o tytule „Chick to chick”. Do widowni padło pytanie od Jakuba o to, czy ktoś wie, ile obecnie lat ma Bennett (ur.3.08.1926). Następnie oznajmił, że Tony w tym momencie ma 93 lata i zgrabnie wplótł to w temat kolejnej piosenki „Don’t wait too long”, która opowiada o tym, że nie można marnować danych nam dni. Po tym zgrabnym przemówieniu usłyszałam pstrykane nabicie perkusisty.

(Sekcja dęta i smyczkowa)

Weszła reszta zespołu w osobach: Adam Bławicki - saksofonista i flecista, Dominik Gawroński - grający na trąbce i flügelhornie, Szymon Rybitw - puzonista, wiolonczelistka Patrycja Machała i Marta Łobos grająca na skrzypcach, siostra Sebastiana. Tym razem skupiłam się na warstwie instrumentalnej. Cudowne tło grały rozmyte smyczki – wiolonczela i skrzypce. O solo zagrane na flecie tym razem zadbał flecista i saksofonista Adam Bławicki. Ta partia solowa dostawała wspaniały response od wiolonczelistki. Utwór muzycy zakończyli ritenuto i diminuendo, i trafionym akcentem całego zespołu.

(Jakub Luboiński)

Kolejna piosenka została zapowiedziana przez Jakuba pytaniem do widowni : „Czy mają Państwo ulubione rzeczy?”. „Bo ja mam. I moim ulubionym utworem z tej płyty jest właśnie „Every time we say goodbye” a zaśpiewa go dla Państwa Natalia Szczypuła”- powiedział Jakub i zniknął ze sceny ustępując centralnego miejsca swojej wokalnej partnerce. Utwór powoli i delikatnie zakradał się do naszych uszu brzmieniem fortepianu i damskiego głosu. Natalia zaprezentowała głębokie brzmienie niskich dźwięków oraz ładnie wyciągane samogłoski z nienagannym technicznie wibratem.

(Paweł Nienadowski - perkusja)

Wraz z rozwojem piosenki Sebastian zaczynał grać bardziej zbicie i dołączyli do niego kontrabasista oraz perkusista. W tym utworze Jakub dał się poznać z innej strony - jako świetny saksofonista. Solo wykonał na saksofonie sopranowym nie wybijając publiki z balladowego nastroju.

(Michał Kuźnicki - kontrabas)

Zapowiedź kolejnej piosenki mówiła dużo o Lady Gadze, a właściwie Stefani Germanottcie. Bezpośrednim nawiązaniem do tekstu czwartej już piosenki- „Anything goes” było stwierdzenie Jakuba, że każdy z nas choć raz stwierdził, że „kiedyś to było lepiej…”. Po tym zawieszeniu głosu weszły instrumenty dęte. Partię wokalną rozpoczęła Natalia, a Jakub płynnie wszedł z nią w „dialog”. Następnie wokalista oddał mikrofon partnerce scenicznej i rozpoczął solo na saksofonie altowym. Na pewno trafne będzie stwierdzenie, że jazz łączy pokolenia, bo właśnie w trakcie solo rozejrzałam się po sali i dotarło do mnie, że na widowni zasiadała każda grupa wiekowa. Utwór zakończył się wyśpiewaną klamrą tekstową „Anything goes”.

(Sebastian Łobos - fortepian, aranżacje)

Piątą piosenkę „I can’t give You anything but love” wokaliści zapowiedzieli gawędą o Tonym Bennecie i o tym, że warto doceniać rzeczy niematerialne, bo podmiot liryczny wyśpiewanej za moment piosenki nie może dać swojej wybrance serca nic więcej, jak tylko miłość. Śpiewać zaczęła Natalia. Nastąpiło ciekawe wstrzymanie bandu i rozwój dynamiki, którą napędzają instrumenty dęte. Solo tym razem gra puzonista i pianista, a piosenkę kończy ze smakiem perkusyjne przejście.

(od lewej Adam Bławicki - sax, flet, Dominik Gawroński - trąbka/flügelhorn i Szymon Rybitw- puzon)

Szósty utwór „But beautiful” Natalia zapowiedziała krótko: „Teraz przyszedł czas na mój ulubiony utwór z tej płyty”. Wstęp był grany na fortepianie. Cicho, wręcz szeptem scenicznym zaczął Jakub. Zachwycił mnie świetną interpretacją i gładkim ślizganiem się po trudnych do wyśpiewania interwałach. Wraz z długimi dźwiękami smyków swoją partię rozpoczęła Natalii. Puzon i flet subtelnie wtrącały się w cały zarys piosenki, a następnie solo zagrał trębacz. Skrzypaczka Marta i wiolonczelistka Patrycja tworzyły piękne tło dla krótkiego solo Sebastiana, a w tym momencie wokaliści utrzymywali w znakomity sposób kontakt wzrokowy z publiką - wszystkie oczy patrzyły na scenę.

(od lewej Marta Łobos i Patrycja Machała)

Po tej piosence wokaliści szepnęli widowni kilka słów o Sebastianie Łobosa i jego zainteresowaniach innych niż muzyka, a przedostatni utwór pierwszej części koncertu „Goody goody” został zapowiedziany przez Jakuba „Wiecie jak to czasem bywa. On był w niej zakochany, a ona zołza go nie chciała, a kiedy postanowiła do niego wrócić, bo rzucił ją inny stwierdził, że dobrze jej tak!”. W tej piosence od razu zostało narzucone szybkie tępo, a kontrabasista ozdabiał numer sprawnymi przebiegami. Solo zostało zagrane z wyczuciem na saksofonie tenorowym i co jakiś czas akcentami podkreślane przez perkusistę. W tej piosence naprawdę było czuć, że Jakub wciela się w rolę podmiotu lirycznego.


Ostatnia, czyli ósma piosenka z pierwszej części koncertu „Let’s face the music” została zapowiedziana ciekawostką o Lady Gadze i Tonym Bennecie. Jak się okazało, Tony namalował nagi portret Gagi, który ta później wystawiła na aukcji charytatywnej za kwotę 30 000$. Po zagajeniu band zaczyna grać i… następuje drobne nieporozumienie, ale jako profesjonalni muzycy Sebastian, Natalia i Jakub świetnie sobie z tym radzą. Zaskakująca jest dla mnie wstawka a’la samba. Następnie solo zagrane zostało na saksofonie tenorowym, później na trąbce. W utworze na przód wychylały się ciekawe rozegrania harmoniczne oraz dobrze rozmieszczone akcenty. Całość finiszuje efektowne przejście perkusyjne. Pierwsza części koncertu kończy się o godzinie 21:02.

(Natalia Szczypuła)

O godzinie 21:34 muzycy znowu wchodzą na scenę i zaczynają się stroić. Dwie minuty później rozpoczyna się druga część koncertu. Natalia pojawiła się na scenie w innej sukni, była oświetlona jasnym światłem jak w pierwszej części koncertu. Sebastian zagrał spokojny wstęp na fortepianie do „Lush life” , a później dołączył do niego cały zespół, a technicy włączyli resztę świateł. Pianista zastosował ciekawe progresje w harmonii. Cała piosenka była świetnym popisem technicznym Natalii.


Przy zapowiedzi dziesiątego utworu „They all laughed” wokaliści chwalą geniusz i wszechstronność Lady Gagi, która grała na fortepianie już w wieku 4 lat, a komponowała mając lat 13. Bezpośrednim nawiązaniem do tekstu piosenki są słowa Jakuba, że nie warto przejmować się tym, co ludzie gadają. (Jest taki serial brytyjski "Co ludzie powiedzą" - baki zrywać!). Utwór został poprowadzony w swingu z duża ilością partii instrumentów dętych. Jakub i Natalia śpiewali tutaj w dobrze skrojonym duecie, a solo zagrał puzonista.


Utwór „Bang bang” zmienił się nie do poznania, ponieważ został zagrany w klimacie bossy ze zmienioną harmonią. Sebastian zagrał wspaniałe, nieprzesadzone solo, następnie pałeczkę przejął trębacz, a punktem kulminacyjnym było przejście Natalii o oktawę wyżej, oraz nieoczywiste harmonicznie zakończenie

W dwunastym utworze zostaje tylko Sebastian i Jakub. Tutaj pianista zaimponował mi odprężającym solo z ciekawymi przebiegami w prawej ręce. Jakub ostatnie słowo wyśpiewał tajemniczo, szeptem, a w outro fortepianu dało się słyszeć temat „Cheeck to cheeck”.

Trzynasty utwór był spoza płyty prezentowanej na koncercie. Oryginalnie w wykonaniu Gagi i Bennetta został nagrany w 2012 roku. „I won’t dance” to jeden z najbardziej znanych standardów jazzowych więc wokaliści zaprosili publiczność do wspólnego śpiewu.

„Firefly” czyli piętnasty utwór na liście utworów został zapowiedziany ciekawostkami o Tonym Bennecie, a właściwie Anthonym Dominicu Benedetto, który urodził się w 1926 roku i ma na swoim koncie 19 nagród Grammy. Natalia przetłumaczyła również tytuł piosenki , bo firefly to po prostu świetlik. Cały utwór został zagrany żywo i był oparty na perkusji. Smaczkami były wtrącenia fletu i saksofonu tenorowego. Natalia dała kolejny popis wokalny wykonując niebanalne ozdobniki i scaty.

Przedostatnia piosenka „Nature boy” wprowadziła mgłę melancholii. Rozpoczął nieoczywisty wstęp Sebastiana. Wokalnie można było słyszeć różnicę między śpiewem Natalii, która wplatała w swoje partie dużo ornamentów, natomiast Jakub postawił na prostotę. Obydwoje przeżywali tę piosenkę,a po jej zaśpiewaniu przyznali, że mają słabość do ballad.

Zanim został wykonany ostatni utwór, wokaliści przedstawili wszystkich muzyków i złożyli podziękowania. Przy ostatniej piosence Natalia z Jakubem po raz drugi zachęcili publiczność do śpiewania refrenu. W tej piosence miłym zaskoczeniem było krótkie solo perkusisty.

(My też dziękujemy)

O godzinie 22.28 wszyscy muzycy ukłonili się i zeszli ze sceny, ale poproszeni o bis zaśpiewali jeszcze raz wraz z publicznością ostatnią piosenkę. Osiem minut później koncert kończy się oficjalnie, a muzycy schodzą do garderoby.

(trzy piękne dziewczyny Marta, Patrycja i Natalia)

Cały koncert uważam za wielki sukces jego pomysłodawcy, aranżera i pianisty Sebastiana Łobosa. Mimo bardzo młodego wieku, ten muzyk wykazał się kunsztem, smakiem i dobrym gustem przy doborze współtwórców projektu. Mam nadzieję, że usłyszę ten skład jeszcze nie raz, być może już na większych scenach.


(Tekst: Alicja Stożek, z niewielką pomocą Zbyszka, zdjęcia: Grzegorz Szurkowski)


(cały zespół + Grzesiek i Kuba)

Drogi Zbyszku! Dziękuję, że mi zaufałeś. To dla mnie bardzo dużo znaczy. Tak po cichu myślę, jesteś zadowolony. Już wiem, że pójdziemy na kolejny koncert. Już nie mogę się doczekać. A tak normalnie, to niezły z Ciebie gościu.

A ja (Zbyszek) od siebie bardzo dziękuję Sebastianowi Łobos, który wykonał wszystko, co zaplanowaliśmy. Grześkowi i Kubie też bardzo dziękuję za wytrwałość. A Aluni, to chciałbym podziękować za to, że była ze mną, a potem pomimo zmęczenia napisała bardzo fajną relację z tego koncertu. Jestem z Ciebie dumny i bardzo zadowolony.









Artykuł jest z www.muzyczneabc.pl
http://www.muzyczneabc.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.muzyczneabc.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=20691