Stolicami dobrej muzyki na światowym poziomie już od kilku lat nie są już Sopot czy Opole. Jest nią Gdynia.Od piątku do niedzieli rozbrzmiewał się tam po raz kolejny Open'er Festival -niekwestionowany król polskich wydarzeń muzycznych
Z całego świata zjechało do Gdyni kilkadziesiąt tysięcy ludzi by zobaczyć gwiadzy do tej pory widziane jedynie w internecie czy MTV.
A było naprawdę w czym wybierać. Do historii tej edycji Open'er Festival przejdą na pewno porywające występy dwóch porównywanych często do siebie formacji - brytyjczyków z Editors i amerykanów z Interpolu.
Na łopatki rozłożył publikę po raz kolejny Jack White, który tym razem zawitał do Polski z grupą Raconteurs. Podszyty melancholią koncert nowojorskiego duetu Cocorosie, który odbył się w olbrzymim namiocie, z powodzenim nadawałby się na główną scenę Open'era.
Namiot wypełniony był szczelnie a mnóstwo znających na pamięć piosenki Cocorosie fanów oglądało i słuchało ich stojąc przed namiotem i patrząc na wyświetlany z rzutnika koncert. Do pulsacji w rytmie reggae-ragga porwał olbrzymią liczbę festiwalowiczów pochodzący z Kolonii, zakochany w Jamajce a podczas koncertu wykrzykujący co chwilę "Polska!" niemiecki artysta Gentleman.
Wspaniale wyszedł również pierwszy w historii naszego kraju koncert punkowej legendy Sex Pistols. Publiczność Open'era wykrzyczała dosłownie za wokalistą Pistolsów - Johnem Lydonem alias Johnnym Rottenem wszystkie kawałki jakie zespół zaśpiewał. Rotten zgrabnie publiką , gdy ze sceny popłynęły "Good save the Queen" i "Anarchy in the UK" - sztandarowe songi Sex Pistols, publika oszalała zaliczając tym samym punkową lekcję wszechczasów. Nie gorzej od zagranicznych gwiazd wypadły koncerty polskich zespołów Muchy, Cool Kids Of Death czy Lao Che. Niedziela-ostatni dzień Open'era, należała do Massive Attack i The Chemical Brothers. By zobaczyć na żywo ich niesamowite wyczyny niektórzy potrafili pokonać tysiące kilometrów.Było warto.
(metro)
|