Wspaniały koncert ''Śladami Michaela Bublé'' duetu Luboiński - Łobos Data: 26-01-2020 o godz. 22:41:40 Temat: Live
Parę tygodni temu, kiedy byłem na koncercie w Vertigo - spotkałem Sebastiana Łobosa i Jakuba Luboińskiego. Podczas luźnej rozmowy Sebastian wspomniał o nowym projekcie nad którym pracuje właśnie z Jakubem. Specjalnie szczegółów nie zdradzał, ale powiedział, że będzie to bardzo ważne dla jego kariery, jako muzyka.
Przyznam, że bardzo mnie to zaciekawiło, ale nie naciskałem na więcej szczegółów. Zresztą Sebastian i Jakub powiedzieli mi, że bardzo by chcieli, żebym był na koncercie, na którym zaprezentują ten swój projekt. To będzie już w nowym roku, czyli 2020 i na pewno damy ci znać, jak będzie wszystko gotowe.
Czas tak szybko leci, a ja mam koncert za koncertem, że prawdę mówiąc zapomniałem o tym. Pewnego dni otrzymałem maila od Sebastiana, już z dokładnymi informacjami dotyczącymi tego przedsięwzięcia. Przyznam, że mnie zamurowało. Dwunastu muzyków na scenie! Sekcja dęta, sekcja smyczkowa, sekcja rytmiczna, gitarzysta, wokalista i pianista. A tytuł programu to ''Śladami Michaela Bublé'' w nowej aranżacji, właśnie Sebastiana. Piosenki będzie śpiewał Jakub Luboiński. Tylko będzie śpiewał, a nie grał na saksofonie, żeby było jasne. Bo Jakub jest też wspaniałym saksofonistą, jakby ktoś nie wiedział. No, pomyślałem, to może być ciekawe.
Zadzwoniłem do Grześka i Jakuba, oczywiście byli na TAK, a teraz którą z koleżanek zaprosić na ten rodzaj muzyki, i pomyślałem, że najbardziej chciałbym, żeby poszła ze mną Alicja. Zadzwoniłem do niej, a ona po chwili namysłu powiedziała TAK - pójdę z tobą, z miłą chęcią. I tak wszyscy czworo byliśmy na świetnym koncercie w klubie Vertigo. Teraz już głos oddaje przemiłej koleżance Alicji. Sam jestem ciekawy, jak ona odebrała ten koncert.
Na samym początku muszę się przyznać, że nigdy nie byłam zapaloną fanką Michaela Bublé. Znam oczywiście jego piosenki i nie mam nic przeciwko, gdy leci w radiu, jednak nie
zdarzyło mi się włączyć jego płyty podczas miłego wieczoru z herbatą i książką. Nie śledzę
również jego kariery z ogromną uwagą. Być może z tego powodu byłam odrobinę sceptycznie
nastawiona do wieczoru w Vertigo. Mimo to stawiłam się na miejscu i z ciekawością
obserwowałam przygotowania do koncertu, mając cichą nadzieję, że występ ukaże mi tego
uwielbianego przez miliony Kanadyjczyka w nowym świetle.
(Piotr Karwat - menadżer klubu Vertigo)
Na kameralnej scenie było tego wieczoru wyjątkowo tłoczno – dwanaście stanowisk oczekiwało na swoich muzyków. Delikatny ścisk nie wpłynął jednak na jakość dźwięku. Gdy zapowiedziani przez Piotra Karwata artyści rozpoczęli wreszcie koncert, każdy był doskonale słyszalny. W czerwono-niebieskim świetle spływającym na scenę rozpuścił się miękki głos Jakuba Luboińskiego.Cry Me a River rozpoczęło koncert, już na wstępie prezentując świetną dynamikę między instrumentami dętymi a smyczkami. Od pierwszych sekund grupa porwała tłum.
(Jakub Luboiński / fot. M.D.)
Aranżacje stworzone przez pianistę Sebastiana Łobosa przeplatały się z niesamowitą wręcz lekkością. Energiczne kawałki jak Stuck in the Middle, How Sweet It Is
czy Crazy Little Thing Called Love zachwycały publiczność przede wszystkim dzięki grze na gitarze
elektrycznej Szymona Witczyńskiego, która dodawała utworom przyjemnej zadziorności.
Sekcja instrumentów smyczkowych z kolei zapewniała piosenkom finezyjność i miękkość.
Dziewczyny spisały się znakomicie zarówno w balladzie That’s All, która sprawiła, że
dostrzegłam w oczach widowni rozmarzenie, jak i podczas bluesowej Fever, przywodzącej na
myśli raczej zadymiony bar i przytłumione światło ostrych reflektorów.
(Sebastian Łobos / fot. M.D.)
(cały band w komplecie / fot. M.D.)
Świetnym akcentem były również instrumenty dęte: pełne południowego temperamentu
sprawiały, że każdy chciał tańczyć podczas Sway, Crazy Little Thing Called Love czy It Had
Better Be Tonight. Popisowym numerem tej sekcji z pewnością było jednak Moondance, w
której świetnie zgrała się ona z kontrabasem i fortepianem. Fortepianem, o którym również
nie można zapomnieć. Sebastian z niezwykłą wprawą lawirował między kompozycjami
rytmicznymi i energicznymi jak Orange Colored Sky oraz delikatnymi balladami np. You
Don’t Know Me, która rozczuliła absolutnie każdego. Swoisty duet z Sebastianem tworzył
Paweł Nienadowski, którego perkusja prężnie prowadziła zespół przez wszystkie utwory.
(sekcja dęta i sekcja smyczkowa / fot. M.D.)
(sekcja dęta: od lewej Kacper Mikołajuk – saksofon, flet; Adam Bławicki – saksofon; Jan Chojnacki – trąbka; Szymon Rybitw – puzon)
(sekcja smyczkowa: od lewej Marta Łobos - skrzypce, Monika Kulaszka – skrzypce i Patrycja Machała – wiolonczela)
(chyba tych piękności nie trzeba podpisywać / środkowe foto / M.D.)
Oczywiście nie można zapomnieć o postaci nadającej temu wydarzeniu niesamowitego
klimatu. Jakub Luboiński nie tylko prowadził koncert, podając ciekawe anegdotki na temat
Michaela Bublé, ale przede wszystkim z łatwością podołał zarówno aranżacjom
wymagającym niskiego, uwodzącego wręcz głosu jak i piosenkom radosnym i wywołującym
uśmiech na twarzach.
(Szymon Witczyński / foto. M.D.)
(sekcja rytmiczna: od lewej Michał Kuźnicki – kontrabas i Paweł Nienadowski – perkusja)
Każdy z dwunastu artystów spisał się doskonale. Stworzyli harmonijną jedność, którą
zakończyli koncert, grając A Song For You. Nic dziwnego, że muzycy – co w Vertigo zdarza
się naprawdę rzadko – zostali nagrodzeni przez publiczność owacjami na stojąco. Ja również
dołączyłam do widowni z entuzjazmem. Nie muszę zatem chyba mówić, że dzięki temu
wydarzeniu moje postrzeganie Michaela Bublé zmieniło się o 180 stopni i z ogromną chęcią
będę kontynuowała obserwację dalszych poczynań tej grupy.
(owacje na stojąco)
(my również dziękujemy)
(Tekst: Alicja Kiełczewska, z niewielką pomocą Zbyszka, zdjęcia: Grzesiek Szurkowski, chyba, że podpisana jest M.D.)
Bardzo dziękuję Sebastianowi i Jakubowi za zaproszenie. Alicjo, Grześku i Jakubie - dziękuję, żeście mi towarzyszyli. Specjalne podziękowanie dla M.D. za udostępnienie zdjęć) - Zbyszek
(zdjęcie rodzinne / for. M.D.)
(zdjęcie rodzinne)
(szczęśliwy Jakub)
(Jakub z mamą Jolantą)
(Bożena mama Marty i Sebastiana wita się z Kacprem - sax,flet)
(Marta uśmiechnięta, że mama podeszła do nas przywitać się)