Nasz wieczór z zespołem Cykada
Data: 27-09-2019 o godz. 00:00:00
Temat: Live


I kto mi powie, że marzenia się nie spełniają. W pierwszej mojej relacji napisałam. Dzięki Ci Zbyszku! Może kiedyś, jeszcze... ale to tylko marzenia. I moje marzenia spełniły się.



Mój Przyjaciel Zbyszek zaprosił mnie na koncert, o którym nawet bym nie marzyła. Oczywiście Jemu się nie odmawia.

25.09.2019r. we wrocławskim klubie Vertigo wystąpił brytyjski zespół Cykada , który łączy surowe groove, elektronikę i wpływy z całego świata, aby tworzyć muzykę do tańca z dzikością jazzu.

(przy wejściu przywitała nas urocza Magda - Dzień dobry Zbyszku, Wojtku i Karolino)

(scena Vertigo)

(Piotr Karwat)

(autor zdjęcia Lech Wesela i Piotr Karwat)

(Piotr Karwat z najnowszym analogiem grupy Cygada z autografami)

Występ rozpoczął się z lekkim opóźnieniem o godzinie 20.45 (to tylko kwadrans studencki, więc oczywiście do wybaczenia). Na scenę wszedł menedżer klubu Piotr Karwat po przedstawieniu, kto dziś będzie gwiazdą wieczoru, następnie oznajmił, że 22.09.2019 wybitny saksofonista jazzowy Kuba Skowroński miał poważny wypadek komunikacyjny, w skutek którego na długi czas został wyłączony z możliwości gry na saksofonie. Kuba przeszedł operację. Teraz czeka go długotrwała rehabilitacja. Klub Vertigo przyłączył się do zbiórki pieniędzy na rehabilitację muzyka i przeprowadził dwie licytacje, z których pieniądze zostaną przekazane na leczenie Kuby. Pierwszą licytowaną rzeczą było piękne zdjęcie autorstwa Lecha Wesela. Ładnie oprawione zdjęcie poszło za 750 zł. Drugim przedmiotem, który zlicytowano była najnowsza płyta analogowa zespołu Cykada z podpisami wszystkich członków grupy. Do czarnej płyty Piotr dodał Złotą Kartę klubu Vertigo, która uprawnia do nieograniczonego wstępu do klubu na wszystkie koncerty. To sprzedano za 400 zł. I na koniec, jeżeli ktoś ma życzenie wesprzeć finansowo muzyka, może wpłacić dowolną kwotę na stronie zrzutka.pl . (Gdy pisałam ten artykuł na koncie było już 73 790 zł!!)

Teraz czas już napisać kilka zdań o wykonawcy i koncercie.


(Cykada)

Ale po kolei - Dla niewtajemniczonych cykada to niewielki owad z Ameryki Północnej, odznacza się długim - jak na owady - życiem. Nazywane są 17-letnią szarańczą.

Długo zastanawiałam się, dlaczego akurat ta młoda grupa muzyków przyjęła taką nazwę. I powiem szczerze, że do tej pory nie wiem dlaczego. Po wysłuchaniu koncertu myślę sobie, że podobnie jak szarańcza jest niezniszczalna. Po takim energetycznym występie, muzycy byli, jakby przed chwilą przyszli z hotelu. Nie było po nich widać zmęczenia, a przecież szaleli na scenie, jak ... szarańcza.

Z czym kojarzył mi się jazz? Z elegancko ubranymi panami, grającymi na instrumentach dętych, kontrabasie, fortepianie i perkusji. Jakże byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam na scenie sześciu młodych ludzi ubranych w t-shirty, jeansy, rozchełstane koszule. Jakby tego było mało. Wszyscy mieli długie i bardzo długie włosy. Na scenie prezentowali się, nie jak jazzmani, ale jak grupa rockowa.

Ale czas przedstawić muzyków:

Axel Kaner-Lidstrom - trąbka
James Mollison - saksofon altowy
Jamie Benzies - gitara basowa
Javi Pérez - gitara elektryczna
Tilé Gigichi-Lipere / D'vo - electronics
Tim Doyle - perkusja

Występ grupy był podzielony na dwa sety, każdy po cztery utwory.
Podczas koncertu muzycy pokazali, że gra w zespole - to dla nich niezła zabawa.

Trębacz Axel Kaner-Lidstrom nie ustał spokojnie, ani minuty. Skakał na scenie, niczym dzikie zwierzę. A długie włosy po łopatki tylko fruwały mu nad głową. Po skończonym koncercie, kiedy spotkaliśmy się z muzykami, Axel wygłupiał się cały czas. A skąd miał tyle siły, to tylko on sam wie. Niezły z niego "aparat".



(Axel Kaner-Lidstrom - trąbka)

Jak już wiemy sekcja dęta trzyma się razem, no to saksofonista altowy James Mollison dzielnie towarzyszył w scenicznych wygłupach Axelowi, a w niektórych momentach nawet go "przegonił". I w tym momencie uświadomiłam sobie, co miał na myśli basista Jamie Benzies, nazywając saksofonistę "legendary beast".



(James Mollison - saksofon altowy)

Oczywiście wspomnę o gitarzystach: Javi Pérez grający na gitarze elektrycznej, który wyglądał jak Jimi Page, gitarzysta Led Zeppelin, z długimi "piórami" przeczesanymi na bok. Za tej grzywy lwa było mu czasami widać tylko czubek nosa. Mi i Zbyszkowi podobała się jego gra na gitarze. Zbyszek nawet szepnął mi do ucha, że wiesz co, Javi idealnie pasowałby do któregoś z zespołów hard rockowych. Tak to prawda - powiedziałam mu.



(Javi Pérez - gitara elektryczna)

Basista Jamie Benzies stał na scenie jako frontman i czasami próbował śpiewać. Jemu również nic nie brakowało. Był moment, że nawet położył się na scenie i próbował grać jak... Jimi Hendrix, tylko, że na gitarze basowej. Jemu też można by było spokojnie załatwić pracę w zespole hard rockowym.



(Jamie Benzies - gitara basowa)

Tu będziemy mieli Sierotkę Marysię jedyny ciemnoskóry muzyk Tilé Gigichi-Lipere / D'vo obsługujący tzw electronics instruments pasował mi z wyglądu do jakiegoś zespołu grającego reggae. Stał spokojnie za sterami i robił swoje. Jak wiem od Zbyszka, raczej w jazzie rzadko zdarza się, aby w składzie był muzyk obsługujący electronics instruments. No, ale to przecież Cyklada, rewelacja londyńskiej sceny jazzu (lub około jazzu). Chcą być inni? To są. Podobały nam się te "wstawki" w utworach. Zaskakujące, ale pasujące do klimatu danego kawałka.



(Tilé Gigichi-Lipere / D'vo - electronics)

I na koniec szalony perkusista Tim Doyle , który już w drugim utworze dał popis "młócki" na perkusji i rozwalił stopę perkusyjną. Na szczęście była zapasowa i szybko mu podmienili. Jak ktoś oglądał serial Mupet Show, to pamięta Zwierzaka (Animal) - zwariowanego, żywiołowego perkusistę, który walił pałkami w bębny, aż je rozwalił. I właśnie taki jest Tim Boyle, gra naprawdę bardzo dobrze, nie szczędząc swoich sił i sprzętu. Ale gościu jest OK! Też mógłby trafić do bandu hard rockowego.



(Tim Doyle - perkusja)

Odurzona zapachem świec, otulona przyjemnym półmrokiem, próbowałam przewidzieć dźwięki, jednak zupełnie bezskutecznie, ponieważ każda kolejna nuta mnie zaskoczyła. Mamy tu do czynienia z świeżym, awangardowym jazzem w wydaniu młodych, utalentowanych muzyków. Czasami natężenie dźwięków jest tak duże, że aż uchy zabolały. Udało mi się usłyszeć z widowni komentarz, że chłopcy "grają całym ciałem". Zachęceni oklaskami i gwizdami widzów z jeszcze większą werwą grają kolejne utwory, a ja się zastanawiam, skąd biorą na to siłę.

Muzyka tego wieczoru była nie łatwa. Zauważyłam wszyscy siedzieli w skupieniu, zwróceni ku scenie. Można też było wychwycić mimowolne kiwanie głową do rytmu, tupanie nogą pod stołem czy chociażby uderzenie palcami o stolik. Czyli? Podobało się. Podpatrzyłam Zbyszka w jednym z ostatnich utworów, jak świetnie się bawił. Jak mi potem powiedział. Uwielbiam takie łamane rytmy. Muszę także dodać, że jazz łączy pokolenia. Na koncert przyszli fani dobrej muzyki w wieku od dwudziestu lat, do nieskończoności. I to mnie bardzo cieszy. Sama jestem bardzo młodą osobą, i cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tym koncercie i poszerzyć swoje muzyczne horyzonty.

(konsoleta)

Już nawet tego nauczyłam się od Zbyszka, że zwracam uwagę jak brzmi koncert. Realizatorem dźwięku był Michał Kluba, który uważam, pomimo trudności na początku koncertu wywiązał się poprawnie. Prawda Panie Zbyszku?

Niestety nie mieliśmy przyjemności usłyszeć bisu, jednak po koncercie miałam przywilej porozmawiać i wyściskać większą część zespołu. Naprawdę, są to wspaniali młodzi ludzie, którym wróżę karierę. Bardzo im dziękuję za ten wieczór. Koncert zakończył się o 22:14 zawołaniem basisty Jamie Benziesa Sie ma Wrocław! Dodam jeszcze, że klub był wypełniony po brzegi. Z informacji z pierwszej ręki, było około 210 osób!

(pełna sala)



(My również dziękujemy)

I już całkiem na koniec. Uwielbiam podczas koncertu te krótkie, pouczające rozmowy ze Zbyszkiem, który dzieli się ze mną swoją przeogromną wiedzą nie tylko muzyczną. I tak zastanawiam się, czy jest coś, czego On nie wie? Wiem, że spora grupa ludzi (dziewcząt), którzy/które mi zazdroszczą takiego Przyjaciela, ale powiem tak. W życiu trzeba mieć trochę szczęścia. I ja mam!


(Tekst: Karolina Karsznia, z niewielką pomocą Zbyszka, zdjęcia: Wojtek Pisula)


Zbyszku! Bardzo Ci dziękuję za zaproszenie na ten wspaniały koncert i za to, że objąłeś mnie opieką. Postaram Cię nie zawieść.

Dziękuję Piotrowi Karwatowi za zaproszenie nas na ten wspaniały koncert. Mój Przyjaciel Wojtek z koncertu robi postępy, i bardzo cieszę z tego. Karolinka zaskoczyła mnie kolejny raz. Jeszcze nie skończę myśli, a Ona już wie, co chciałem powiedzieć. To jest chemia. Bardzo skromna, pojętna dziewczyna, aż miło Jej przekazywać swoją wiedzę. Dziękuję Wam obojgu. Przez te trzy ostatnie miesiące szykuje się sporo fajnych koncertów. Z taką ekipą damy radę!













Artykuł jest z www.muzyczneabc.pl
http://www.muzyczneabc.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.muzyczneabc.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=20447