Muzyka Młodego Wrocławia #3
Data: 30-06-2019 o godz. 02:31:30
Temat: Info


Muzyka Młodego Wrocławia to inicjatywa, która od kilku dobrych już lat niestrudzenie pomaga przebić się nowym głosom wrocławskiej sceny alternatywnej.



Jedną z form promocji jest wydana właśnie trzecia edycja płyty, przedstawiająca wybór piosenek nadesłanych przez lokalne zespoły i wykonawców.

Płyta jest eklektyczna i trzeba mieć pozytywne nastawienie, żeby dać się porwać licznym zmianom nastrojów, ale zgodnie z powiedzeniem, że „nie ma złej muzyki – jest tylko źle dobrana grupa słuchaczy”, starałem się w miarę obiektywnie powyciągać to co najlepsze z poszczególnych utworów.

Zacznijmy więc… od środka: „Totem” Emila MADALIŃSKIEGO i „Refuse Believing” kapeli FAR FROM GRACE to jakby dwa przeciwległe bieguny tej jakże zróżnicowanej płyty; pewne granice spektrum, w ramach których poutykana jest stylistycznie reszta piosenek. Pierwszy z wymienionych utworów to „biegun łagodności”: instrumentalny – nie licząc etnicznych wokaliz – kawałek akustyczny, gdzie delikatna gitara miło buduje napięcie, unikając przy tym wrzucenia w stereotyp grania „ogniskowego”.


Druga piosenka z wymienionych to przedstawiciel „bieguna radykalnego” i raczej się do grania przy kiełbasce już wcale nie nadaje… chyba, że grilujemy w płomieniach ogni piekielnych. Oj, czuję, że ktoś się dobrze bawił, układając playlistę na MMW#3, bo pewne jest, że żaden algorytm by takiej listy nie wysmażył. Już widzę więc kuratora płyty, jak zacierając ręce, mruczał do siebie z szelmowskim uśmiechem: „a teraz, po chwili wytchnienia, dosunę im to!”. No i TO nadchodzi nagle jak u Stephena Kinga!


Nie wiem o czym jest tekst „Refuse Believing” ale naprawdę mi to nie przeszkadza – jest energia, czuć „złego klauna”, jest precyzja, jest klarowność brzmienia i selekcja czyli wszystko czego potrzeba w metalcore na światowym poziomie. A gdy już wydaje się, że wokalista zaraz wyzionie ducha, numer skręca w stronę instrumentalną, domykając się jeszcze ciekawą, progresywną kodą. I tu małe nawiązanie do kolejnej piosenki: wydaje się bowiem, że ten sam oddech diabła, który wprowadziło „Refuse…” szepcze jeszcze przez moment w kolejnej piosence „Vicious Circle” MERCURIUSa. Chociaż… to już zupełnie inne granie: też jest moc i przestrzeń ale wokal już bardziej klasycznie zawodzący w refrenach w najlepszym słowa tego znaczeniu; całości dopełnia fajne, klimatyczne video – sprawdźcie sami.



Ale wróćmy do początku płyty, którą otwiera PASSAGE z „Zapomniałem żyć”. Dobre, dynamiczne wejście - tak się powinna zaczynać każda płyta, która ma za zadanie przykuć uwagę słuchacza. Rasowe rockowe granie, mocna sekcja, dobry, pewny wokal i oszczędne ale dobrze osadzone solo gitarowe. Nic więcej tu nie trzeba.

Tu niestety nie ma teledysku

Numer drugi i … tu mała dygresja. Połowa tytułów na płycie śpiewanych jest po angielsku. Miałem więc początkowo chęć coś tu pomarudzić o zasadności stosowania języka obcego we wrocławskich piosenkach – ale od tego pomysłu skutecznie odwiódł mnie „Heart in a box” DESTREET. Bo akurat do tego bardziej klubowego kawałka i miękkiego głosu wokalisty, żadna inna mowa lepiej by nie pasowała. Wszystko tu jest dobrze posklejane, jest klimat i spójna aranżacja ze smaczkami produkcyjnymi; brzmi to elegancko i profesjonalnie.


Nie inaczej jest w kolejnym utworze: angielski w „Big eyes” VIOLET TRAIN dobrze współgra z lekko nonszalancką manierą wokalisty, podkreślającą kołyszący charakter tej sympatycznej piosenki, będącej momentami jakby naturalnym przedłużeniem „Amazing Day” Coldplaya. A ja mam sentyment do kapeli Chrisa Marina więc „Big Eyes” krzywdy tu zrobić nie dam.

„Black emerald” IN BLANCO z kolei udowadnia po raz kolejny, jak szerokim i pojemnym określeniem jest alt rock. Bo piosenka niby wyrasta instrumentalnie z tego samego pnia co poprzedniczka ale ostatecznie zabiera słuchacza jednak w trochę inne rejony. Głównie dzieje się tak za sprawą trochę odmiennego podejścia do aranżacji i potraktowaniu głosu w taki sposób, że jest tu bliżej słuchacza co fajnie kontrastuje z licznymi akcentami lekko zniekształconych ale klimatycznie brzmiących gitar.

Tu niestety nie ma teledysku

Piąty numer na płycie to NO WAY z „To you” – chłopaki trochę na początku jadą riffem podobnym do „Personal Jesus”, ale to nie jest zarzut, tym bardziej, że po minucie utworu mamy małą, niespodziewaną przerwę. Po wybrzmieniu pierwszej części, druga odsłona tego utworu zmierza tym razem stylistycznie gdzieś bardziej w stronę Grety Van Fleet, więc do bardziej współczesnych inspiracji ale osadzonych przecież jednak na solidnym, rockowym fundamencie.

Tu niestety nie ma teledysku

Teraz małe wyznanie: nie jestem fanem Budki Suflera. To powiedziawszy, muszę przyznać, że jest coś fajnego w wokalu gościa z THE COLD. A brzmi on dla mnie właśnie tak, jakby struny głosowe Krzysztofa Cugowskiego i Felicjana Andrzejczaka wrzucić do blendera, dobrze wymieszać, odcedzić z co bardziej wieśniackich naleciałości i … zostaje nam kawał charyzmatycznego głosu, który jest solidnie podbudowany chrzęstem gitar i (kiedy trzeba) oszczędną sekcją, co szczególnie dobrze brzmi w refrenie, zostającym w głowie na dłużej. Fajny zabieg na koniec z mówioną częścią tekstu, dobre to jest.


„Lift Off” INCOMING – nie wiem do końca, co nadciąga, ale jak słyszę pełen trwogi zaśpiew wokalisty w refrenie to … boję się razem z nim, serio. Zaangażowany wokal i jednostajny (ale nie monotonny) riff gwarantuje zatopienie się na chwilę we fragmencie jakiejś mikro-apokalipsy, wykreowanej przez ten pięcioosobowy, solidny skład.


GATE OF HEAVEN „Sztorm” – nareszcie jakiś żeński głos! Chłopaki jadą w tle ostro z koksem – czuć krew i pot gdy walczą z nadciągającym sztormem, stawiając na jego drodze ścianę gitar i pajęczynę gęstej sekcji. A wokalistka… Wokalistka jakby niewzruszona nadciągającą nawałnicą, snuje - momentami jakby pod prąd - opowieść o tym, że jest niezwyciężona. I ja jej wierzę i trzymam kciuki, żeby dała radę i że ta burza w końcu minie.


W kolejnym numerze "Poszukiwacz" jest też ciekawie: w ANTYBIOTYCE mamy bowiem dwóch wokalistów – pierwszy snuje dosyć ponure zwrotki o poszukiwaniu sensu wszystkiego… W tle pociąg, przejazd kolejowy i wrogiego świata. Czyli wesoło nie jest. Ale za to drugi głos – też męski ale tym razem łagodny - koi nastroje w bardziej melodyjnym refrenie przy wtórze smyczków. Fajny zabieg, dobrze się to uzupełnia, tekst też spójny z klimatem i zmianami instrumentalnymi.


WATA-DIABEŁ MORSKI ze swoim „Horyzontem” to dla mnie osobiście bardzo ciekawy przypadek. Bo niby poszczególne elementy nie do końca zdają się początkowo pasować do siebie: ciężki syntezator, rozedrgany, rozemocjonowany wokal, snujący psychodeliczną opowieść na tle automatu perkusyjnego… Ale wszystkie puzzle wskakują na swoje miejsce w refrenie: nagle głos przechodzi w wysokie rejestry, pokazując dosyć nieoczekiwanie pełnię swoich możliwości. I gdy wchodzi wers „oceany ukrywają mnie, diabeł morski na jawie i śnie” to mam wrażenie, że mamy chyba do czynienia z jakąś nową, nieoszlifowaną jeszcze jakością. Słuchajcie piosenek do końca – warto!


Kolejny numer jeszcze lepszy. „Blackout” LESS IS LESSIE ujął mnie dbałością o szczegóły, dopieszczoną aranżacją, niestandardowym instrumentarium a przede wszystkim harmoniami głosów w drugiej części. Słychać, że wszystko jest tu przemyślane i włożono dużo pracy, żeby osiągnąć zamierzony efekt – obejrzyjcie razem z teledyskiem, wrażenie jest jeszcze lepsze.


„Szumy” DAYSLEEPERa to godne zakończenie dobrej płyty. Sprawdziłem i piosenka nie jest nowa, ale … może zapowiada jakiś nowy materiał? Chcę tego więcej i jak będzie jakiś koncert to idę!


Podsumowując: nie wiem jaki poziom trzymały poprzednie dwie edycje MMW ale cieszę się, że znaleźliśmy się w tak doborowym towarzystwie. Fajnie że gracie, nagrywacie i że macie z tego frajdę.

(Jędrzej Nawara)

Dwunastym utworem na płycie jest "Chwila" zespołu Resoraki Z wiadomych przyczyn nie mógł go zrecenzować Jędrzej, więc poprosił mnie o napisanie kilku słów. Co czynię. Ja ten utwór znam już od dawna i powiem, że należy do moich ulubionych piosenek z ich debiutanckiej płyty pt. "Fragmenty". Podczas koncertów, na których jestem - zawsze śpiewam z Jędrkiem (ale On tego nie wie) w chórkach. To bardzo ładny i miły dla ucha kawałek, nadający się na różne imprezy (prywatki-przytulanki). Ciepły głos Jędrka, delikatne, łagodne dźwięki roznoszące się po pokoju - wspaniale nadają klimat właśnie tej chwili. Oszczędna, ale jakże ładna gra na gitarze Irka, że aż ciarki przechodzą po plecach. Słucham ich płyty na bardzo dobrym sprzęcie, więc że nie umkną mi żadne dźwięki (nawet te ukryte) słyszę, jakimi są zdolnymi muzykami Jędrzej (klawisze, voc), Irek (gitara), Ivar (mandolina, gitara), Tomek (bas) i Piotr (perkusja). Polecam więc sięgnąć po debiutancką płytę zespołu Resoraki, a na pewno nie pożałujecie. "I Dowiem się jak żyć, gdy w oczy sypie piach" - tak śpiewa Jędrzej

(Zbyszek Kowalczyk)








Artykuł jest z www.muzyczneabc.pl
http://www.muzyczneabc.pl

Adres tego artykułu to:
http://www.muzyczneabc.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=20011