Przedstawiamy dłuuugi wywiad z Krzysztofem Krawczykiem Data: 16-11-2016 o godz. 21:11:19 Temat: Info
Kiedy na swoje 70. urodziny artysta może zaprosić do współpracy plejadę gwiazd, to
świadczy tylko o jednym – sam jest kimś wyjątkowym! I wyjątkowa jest również nowa
płyta Krzysztofa Krawczyka (8.09.1946 w Katowicach) , na której znalazły się m.in. duety z Katarzyną Nosowską, Anią
Dąbrowską i Maciejem Maleńczukiem!
Spotkanie w studiu nagraniowym drugiego artysty to bardziej inspiracja czy rywalizacja?
Jaka tam rywalizacja? Chcemy po prostu ze sobą dobrze i szczerze zabrzmieć. Mamy jeden
wspólny cel: nagrać piosenkę, która spodoba się publiczności. Możliwość spotkania się w
jednym nagraniu z tak znakomitymi wykonawcami jak na tej płycie to wielka radość i
satysfakcja.
Lubi pan śpiewać w duetach?
Zanim zacząłem śpiewać jako solista przez dziesięć lat pracowałem w kwartecie – w zespole
„Trubadurzy”, więc hasło: „Jeżeli śpiewać to nie indywidualnie” nie jest mi obce. W
kwartecie to jakby dwa duety śpiewały, mówię to oczywiście z przymrużeniem oka. Ale kiedy
już zacząłem śpiewać indywidualnie, często byłem namawiany do duetów. Na przykład mój
menedżer Andrzej Kosmala już w latach 70-tych walczył ze mną i namawiał abym nagrał duet
ze Zdzisławą Sośnicką. A ja opierałem się wszystkimi siłami. Dziś, kiedy przypominam sobie
tamte czasy to myślę, że moje zachowanie miało źródło w dzieciństwie. Otóż wychowałem
się za kulisami Teatru Muzycznego w Łodzi. Mój ojciec był aktorem, śpiewakiem operowym i
operetkowym i nie mogłem znieść kiedy do obcych kobiet – a nie do mojej mamy – śpiewał:
„Ach myszko, to była cudna noc, słodka noc”. Już wtedy wyczuwałem nieszczerość i
teatralność tych śpiewanych wyznań. I byłem obrońcą mojej mamy, choć nie do końca
rozumiałem wtedy meandry życia.
Pamięta pan swój pierwszy duet?
Doskonale. Nagrałem go w 1987 roku z Bohdanem Smoleniem „Dziewczyny, które mam na
myśli”. Była to taka parodia duetu Julio Iglesiasa i Willy Nelsona w piosence „Dziewczyny,
które kiedyś kochaliśmy”. To było z przymrużeniem oka. Ze względów prawnych, kłopotów z
publishingiem nie znalazła się ona na płycie. Ale przez następne lata byłem znów oporny na
duety. Coś tam zaśpiewałem na swoim koncercie benefisowym z Ireną Jarocką i Dorotą
Stalińską. W 2000 roku nagrałem drugi duet z mężczyzną – z Norbim, a prasę obiegła plotka,
że to mój syn. Kobieta, z którą wszedłem pierwszy raz do studia była Edyta Bartosiewicz. Z
nią nagrywałem twarzą w twarz. Ale nie wszystkie duety dziś tak powstają. Często są to
duety wirtualne: śpiewam swoje partie w moim studio w Poznaniu, a partner czy partnerka
w innym studio. To pragmatyczne rozwiązanie, ale często pozwala na powstanie wspaniałych
duetów, które inaczej by nie powstały.
Wiele razy zaskakiwał pan swoimi duetami z artystami z zupełnie innych obszarów
muzycznych. Tak jest i tym razem. Szczególnie w przypadku Kasi Nosowskiej, z którą
zaśpiewał pan przepiękny miłosny duet napisany przez muzyka grupy HEY – Pawła
Krawczyka. Takiej Kasi jeszcze chyba nie słyszeliśmy. Co ceni Pan najbardziej w
Nosowskiej?
Szczerość jej wypowiedzi muzycznej. Nigdy nie idzie na łatwiznę. Cieszę się, że chciała
zaśpiewać ze starszym panem. To jest właśnie duet, gdzie zaśpiewałem w K&K Studio do jej
gotowej ścieżki wokalnej. Starałem się maksymalnie wczuć w jej intencje, interpretację
tekstu, który zresztą sama napisała. To zresztą nie pierwszy jej tekst dla mnie. W 2004 roku
napisała także z Pawłem Krawczykiem (między nami Krawczykami!) piosenkę „Z daleka od
trosk”. Poznaliśmy się z Katarzyną w okolicznościach dziwnych, bo za kulisami Festiwalu
Sopockiego w 1994 roku. Wyskoczyłem wtedy z mojej Ameryki na koncert do Sopotu.
Wiedziałem, że obok rewolucji ustrojowej w Polsce pojawiły się też młode gwiazdy. A tutaj za
kulisami rzuca się na mnie młoda dziewczyna ze słowami „Ja i moja mama uwielbiamy
pana!” Nie wiedziałem kto to jest, Andrzej Kosmala szeptał mi na ucho: „To jest nowa
gwiazda Kasia Nosowska, ale uważaj – ma duże poczucie humoru…” Na płycie „Duety” mamy
piosenkę, która mi się bardzo podoba!
Ania Dąbrowska stworzyła na tę płytę utwór „On ciągle walczy”. To nie jest pierwszy raz
kiedy ze sobą współpracujecie. Jak zaczęła się Pana znajomość z Anią?
Niedawno występowaliśmy wspólnie w Londynie i Ania rzuciła do mnie za kulisami ze swoim
charakterystycznym łobuziarskim uśmiechem: „Mam piosenkę na nasze „Duety”!” Ale już na
płycie z 2004 roku zaśpiewaliśmy wspólnie tytułową piosenkę „To co w życiu ważne”.
Wykonaliśmy też wspólnie tę piosenkę na estradzie Opery Leśnej podczas Festiwalu
Sopockiego w 2004 roku. Zaśpiewała też wszystkie chórki na wspomnianej płycie. Na płytę
„Duety” napisała piosenkę „On ciągle walczył”. To jest piosenka o mnie, ale też o niej, bo
nasze życie to ciągła walka.
W 2002 roku Maciej Maleńczuk napisał dla Pana utwór „Chciałem być”. Na płycie „Duety”
śpiewacie razem singlowy przebój „Każdy dziad”, w którym Maciej zahacza o wątki
biograficzne Pana życia. Łatwo się śpiewa żartobliwe utwory o sobie?
Maciej Maleńczuk zagościł już z trzema tekstami na płycie wyprodukowanej w 2002 roku
przez Andrzeja Smolika. Od dawna się odgraża, że nagra ze mną płytę, ale musimy razem
wypić dobry trunek (śmiech). Okazało się, że można nagrać duety i bez środków
dopingujących. Ta piosenka to autoironia: śpiewamy o sobie, chociaż do polityki się nie
pchamy, chociaż każdy ma swoje poglądy. Ta żartobliwa piosenka ma przepiękne solo w stylu
lat 50 i 60. Na saksofonie, na którym gra Maciej. Zaskoczyła mnie ta propozycja, ale i
rozbawiła. Podobnie jak w duecie z Danielem Olbrychskim – zachowujemy dystans do
naszych przeżyć.
A jak zaprasza się do współpracy Daniela Olbrychskiego? Kojarzymy go wieloma
wybitnymi rolami, ale zestawienie go z piosenkami nie jest już tak oczywiste. Skąd pomysł,
aby właśnie z nim nagrać utwór „Z kobietami to różnie bywało?”
Z Danielem poznaliśmy się w Chicago. Okazało się, że jesteśmy bratnimi duszami, bo ja
wychowałem się na Trylogii, którą mój ojciec January, zawodowy aktor, czytał mnie i
mojemu bratu przed zaśnięciem. Potem, kiedy zobaczyłem Daniela na ekranie, powróciły
wspomnienia tamtych chwil. Wielokrotnie spotykaliśmy się po przyjacielsku w Polsce. Kiedy
Pierwszy Program Polskiego Radia w 2009 roku zaproponował mi autorskie spotkanie na
antenie, zaprosiłem kilku gości, między innymi Daniela. A w tym czasie Andrzej Kosmala wraz
z Robertem Kalickim napisali piosenkę „Z kobietami to różnie bywało”. Andrzej podczas
audycji w radio pokazał tekst Danielowi i nieśmiało zaproponował nagranie tej piosenki w
duecie ze mną. Danielowi ten pomysł się spodobał i kilka dni później nagranie było gotowe.
Daniel zaskoczył mnie w studiu swoimi umiejętnościami wokalnymi. Okazało się, że
uczęszczał do szkoły muzycznej, grał na skrzypcach. Połączył nas też temat piosenki, bo z
kobietami to w naszym życiu rzeczywiście różnie bywało! Podczas nagrania bawiliśmy się
znakomicie, a także podczas kręcenia teledysku w Opolu, bo władze stolicy piosenki
sfinansowały nam, w ramach promocji miasta, dowcipny teledysk. Piosenka ukazała się na
mojej setnej płycie, którą w całości zadedykowałem Wielkiemu Polskiemu Aktorowi
Danielowi Olbrychskiemu
Czy wszystkich artystów, z którymi Pan zaśpiewał na tej płycie, znał Pan już wcześniej
osobiście? Czy były też takie spotkania, które odbyły się pierwszy raz, właśnie dzięki
wspólnym nagraniom?
Płyta powstawała praktycznie 10 lat. I tak powinno być z nagraniem duetów. Nie akcja
jednorazowa tylko poznawanie się rozłożone w czasie. W zasadzie znam wszystkich, choć w
wypadku Edyty Bartosiewicz czy Norbiego najpierw poznałem ich nagrania. Ale jeździmy po
tym kraju z koncertami, spotykamy się w studiach telewizyjnych i trudno nie wpaść na siebie.
Najpierw powstawały piosenki, a potem pomysły na duety czy odwrotnie?
Piosenka jest najważniejsza! I od tego wychodziliśmy przy wszystkich 12 piosenkach. To
muszą być piosenki, w których obydwie strony będą się czuły dobrze. Dobra piosenka jest
dobra na wszystko!
Zestaw artystów, z którymi zaśpiewał Pan na tej płycie jest imponujący. Z kim najłatwiej, a
z kim najtrudniej było „zgrać” się w studiu?
Nie było żadnych trudności. No może poza Edytą Bartosiewicz, która tak mnie, a przede
wszystkim siebie wykończyła, że po nagraniu zadzwoniłem do mojego menadżera Andrzeja
Kosmali: „Andrzej! Nigdy więcej duetów” (śmiech). Ale po czasie przekonałem się, że jej
perfekcjonizm przyniósł efekt.
Dostaliśmy wielki przebój „Trudno tak…”. To taki okres, gdy Edyta wycofała się z rynku
muzycznego. Jak Pan w tamtym okresie przekonał ją do zaśpiewania?
W tamtych latach był wysyp nowych, młodych gwiazd. Starannie przyglądałem się
nowościom naszego rynku muzycznego. I jako miłośnik dobrej muzyki i jako uczestnik tego
muzycznego wyścigu. Nowych płyt słucham zazwyczaj przy obiedzie i rzadko się zdarza, bym
jakąś nową płytę wysłuchał do końca. I zdarzyło się: płytę Edyty Bartosiewicz słuchałem przez
kilka miesięcy. Nie znałem jej osobiście, ale w kilku wywiadach powiedziałem o moje
fascynacji tą dziewczyną. Czy to do niej dotarło? Powiedziałem o tym też w mojej wytwórni
płytowej BMG. I jakoś te wszystkie sygnały się spotkały. Producent płyty „To co w życiu
ważne” Paweł Jóźwicki i Biljana Bakic, doprowadzili do nagrania tego duetu. Nagraliśmy
teledysk, wystąpiła ze mną na dwóch Festiwalach Sopockich i w kilku programach
telewizyjnych. Wdzięczność moja sięga nieboskłonu!
Aż dwa duety są w klimacie reggae: z Muńkiem i Ras Lutą. Ma Pan jakiś szczególny
stosunek do tego gatunku? Czy to raczej wpływ artystów, z którymi Pan nagrał te piosenki?
Byłem na Key West, na najdalej w kierunku Kuby wysuniętym lądzie amerykańskim. To już
tylko 80 mil do Wysp Karaibskich. Byłem zszokowany popularnością muzyki reggae, jej
słoneczną melodyjnością, rytmiką i tekstami o bogatej treści. Chętnie nagrałem piosenki w
tym stylu, bo moi partnerzy, szczególnie Ras Luta śpiewają tę muzykę na co dzień.
Czyli lubi pan eksperymentować?
Śpiewam 53 lata. Gdybym przez wszystkie te lata pozostawał w jednym gatunku muzyki,
zanudziłbym się ze sobą na śmierć. Nie mówiąc już o publiczności! Dlatego robiłem wszystko,
żeby nie dać się zaszufladkować. Zawsze próbowałem łamać konwencje. Zawdzięczam to
również ludziom, z którymi współpracuję w K&K Studio i tym wszystkim kompozytorom,
autorom, aranżerom, muzykom, producentom z którymi miałem okazję współpracować.
Wszystkich ich noszę we wdzięcznej pamięci!
A w którym gatunku czuje się Pan najlepiej?
Nie mam specjalnych preferencji, zawsze chcę wydobyć z piosenki to co w niej najlepsze, tak
jak podpowiada mi moje serce. W końcu trochę lat śpiewam i potrafię wczuć się w klimat i
piosenkę.
Dwa duety, z Urszulą i Wojtkiem Kordą , zostały nagrane kilka lat temu, ale nigdy wcześniej
nie były publikowane. Dlaczego?
W K&K Studio, które jest moim drugim domem, nagrywają także inni wykonawcy i podczas
nagrań Urszuli i Wojtka Kordy Andrzej Kosmala z Ryśkiem Kniatem stwierdzili, że pięknie te
piosenki zabrzmiałyby w duecie z Krzysztofem. Kiedy w wytwórni Sony Music dojrzał pomysł
wydania płyty z moimi duetami, producenci powrócili do tego pomysłu. Urszula zaskoczyła
mnie piękną countrową barwą głosu, w najlepszym amerykańskim wydaniu, a Wojtek Korda
to legenda polskiego rock and rolla. Cieszę się, że z nim nagrałem duet. Znamy się przecież
od tylu lat.
Piosenka „Przytul mnie życie” z tekstem Andrzeja Piasecznego otwiera pana album „To co
w życiu ważne” z 2004 roku. Ale wtedy zaśpiewał pan solo ten utwór. Kiedy i z jakiego
powodu nagraliście ponownie, tym razem wspólnie z Andrzejem, tę piosenkę?
Andrzej napisał na tę płytę dwa teksty. Kiedy płyta już się ukazała na rynku, dostałem od
Telewizji Polskiej propozycję recitalu na Festiwalu Sopockim. W pierwszej wersji ta piosenka
też jest swoistym duetem, tylko że ja śpiewam a na gitarze gra i niesamowitą solówkę Janek
Borysewicz. Do Sopotu postanowiłem zaprosić i Janka BO, i autora tekstu Andrzeja
Pasiecznego, niezwykle przeze mnie cenionego wokalistę młodego pokolenia. Było to
wspaniałe przeżycie artystyczne i zaraz po zejściu ze sceny krzyczałem do Pawła Jóźwickiego:
„To trzeba nagrać w studio”. I tak powstało to nagranie!
Świąteczną piosenkę „Witamy ciebie gwiazdko na niebie” śpiewa Pan z Eleni. Czym Eleni
Pana zauroczyła, że powstał taki duet?
Eleni ze swoją muzykalnością, ciepłym głosem i ogromną miłością publiczności nie musiała
mnie namawiać. Piosenka powstała do programu telewizyjnego na święta Bożego
Narodzenia w 2006 roku. Śpiewaliśmy ją też publicznie w programie telewizyjnym „I ty
będziesz Świętym Mikołajem”.
Bardzo dobrze mi się z Eleni pracowało. Myślę, że powinniśmy kiedyś nagrać całą płytę. Nie
zapomnę też wspaniałego obiadu po nagraniu w domu Eleni przy stole zapełnionym
smakołykami kuchni greckiej i polskiej.
Gdyby na następne okrągłe urodziny zdarzyła się okazja nagrania kolejnej płyty w duetach,
kogo by Pan zaprosił?
Trudne pytanie, bo jest taki wysyp talentów, tylu wspaniałych młodych ludzi śpiewa. Ale
mam zaległe duety do nagrania: z Marylą Rodowicz, z którą to obiecujemy sobie ten duet od
lat oraz z Edytą Górniak, z którą w 2008 roku zaśpiewaliśmy w Sopocie „My Cyganie” i wtedy
ona publicznie, na scenie, obiecała mi takie nagranie. A na razie myślami jestem przy mojej
płycie z nowymi piosenkami, która ma już nawet piosenkę tytułową: „Ja już nic nie muszę”.
KATARZYNA NOSOWSKA
1. Oboje z Krzysztofem Krawczykiem jesteście doświadczonymi artystami. Czy mając taką
pozycję i dorobek artystyczny, można się jeszcze czegoś od siebie nauczyć?
Jesteśmy, pomimo różnicy wieku, przedstawicielami starej szkoły, w której artysta myśli
długodystansowo, rozkłada siły i cierpliwość na wiele lat, nie zadowala się szybką i krótką
karierą, ma świadomość powagi relacji jaka łączy go z publicznością.
2. Co było inspiracją do napisania piosenki „Bezsenni” zaśpiewanej z Krzysztofem
Krawczykiem?
Zastanawiałam się długo nad wyborem tematu. Stwierdziłam, że poważna praktyka w byciu
człowiekiem, uprawnia nas do uniwersalnego spojrzenia na rzeczywistość, w której każdy, na
najgłębszym poziomie, pragnie tego samego i tego samego się lęka. To opowieść o ludziach,
którzy chcą nieść sobie otuchę.
3. Za co najbardziej cenisz Krzysztofa Krawczyka?
Za to, że jest. Swoje poczucie bezpieczeństwa buduję miedzy innymi na tym, że na
powierzchni wartkiego nurtu zdarzeń, widoczne są boje, które pozwalają na orientację. No i
za głos. Potężny i międzynarodowy w barwie.
ANIA DĄBROWSKA
1. Jak się pracuje z artystą u którego kiedyś śpiewałaś w chórkach?
Z Krzysztofem pracuje się bardzo dobrze. Zawsze miałam wrażenie, że ufa mi w sprawach
artystycznych, więc mogę powiedzieć, że czułam dużą swobodę przy tym projekcie. Chciałam
stworzyć z nim piękny duet. Mam nadzieję, że się udało.
2. Czego nauczyłaś się od Krzysztofa Krawczyka?
Krzysztof Krawczyk jest optymistą i zawsze jak mamy okazję się spotkać to mnie tym
pozytywnym podejściem zaraża. Poza tym jego płyta "Bo marzę i śnię" była moim pierwszym
poważnym projektem w życiu. Od tego wszystko się dla mnie zaczęło i była to wielka nauka.
Już wtedy wiedziałam, że dobrze razem brzmimy wokalnie.
3. Duet na najnowszej płycie Krzysztofa Krawczyka, to nie pierwsza piosenka, jaką
stworzyłaś dla niego. W 2004 roku napisałaś dla niego tekst do utworu „To, co w życiu
ważne”. Gdy, podczas jednego z koncertów, zaprosił Cię do wspólnego wykonania tej
piosenki, zapowiadając występ, Krzysztof powiedział, że zawsze może na ciebie liczyć. Co
takiego w nim jest, ze jemu się nie odmawia?
Krzysztof jest bardzo przychylny ludziom, nie wywyższa się i cieszy się, gdy można zrobić cos
z innymi muzykami, czasem z poza jego kręgu stylistycznego. Odkąd go znam zawsze miałam
poczucie, ze mamy ze sobą dużo wspólnego. Cieszę się, ze wydaje nową płytę i że przy tej
okazji mogliśmy znów coś razem zrobić.
MACIEJ MALEŃCZUK
1."Każdy dziad" to nie pierwsza piosenka, jaką stworzyłeś dla Krzysztofa Krawczyka. W
2001 roku napisałeś dla Krzysztofa "Chciałem być...". Co takiego w nim jest, że tak chętnie
oddajesz mu swoje kompozycje i teksty?
Dla Krzysztofa łatwo mi się pisze, słyszałem o nim mnóstwo ciekawych historii i bardzo mi się
podobały jego eksperymenty w Ameryce, o których sam opowiadał.
Czuję do niego niewytłumaczalną sympatię, przy najbliższej okazji chętnie go sparodiuję.
Bardzo chciałbym wykonać piosenkę „Pamiętam ciebie z tamtych lat”. Historia Krawczyka
nie jest podobna do mojej, a jednak jesteśmy tym samym.
2. Obie piosenki zawierają wątki biograficzne. Życie Krzysztofa jest aż tak inspirujące?
Tak, życie Krzysztofa jest inspirujące. Prawdę mówiąc pisząc o nim, piszę de facto o sobie.
3. "Każdy dziad" to taki mocno autoironiczna tekst. Nie obawiałeś się, że Krzysztof
Krawczyk będzie miał problem z takim poczuciem humoru?
Liczyłem na jego poczucie humoru i nie zawiodłem się, tym bardziej chapeau bas.
ANDRZEJ PIASECZNY
1.Krzysztof Krawczyk nagrał piosenkę z Twoim tekstem „Przytul mnie życie” na swojej
płycie „To, co w życiu ważne” w 2004 roku. Co takiego się stało, że po jakimś czasie została
nagrana ponownie. Tym razem w duecie z Tobą?
Propozycja napisania dla Krzysztofa piosenek była dla mnie sporym wyzwaniem. To zupełnie
inna sprawa spotkać kogoś takiego, porozmawiać z nim, nawet zaśpiewać, szczególnie kiedy
mamy do czynienia z artystą otwartym, a wręcz jowialnym…ale napisanie dla niego piosenki,
tekstu który wielu ludzi będzie później odbierało jak jego własne słowa, to niesamowita
frajda i przygoda. Tak naprawdę nie wiem skąd wyszła propozycja późniejszego wspólnego
nagrania, wierzę że właśnie z powodu dobrego wklejenia się przekazu w postać Krzysztofa.
Może i w jakiejś mierze również i z tego, że dwaj faceci w różnym jednak wieku,
wymieniający między sobą myśli o życiu to bardzo ładny obrazek muzyczny, no ale takim
propozycjom się nie odmawia. Nagranie było dla mnie wielką przyjemnością.
2.Czy pisząc ten tekst „a z każdym krokiem mam większy smak na życie…”, wiedziałeś, że
jest przeznaczony dla Krzysztofa Krawczyka? Tak go widzisz?
To absolutnie konieczne, żeby pisząc mieć w pamięci wykonawcę. Mało tego, dla mnie
samego napisanie tekstów dla Krawczyka to była nie lada gradka. zawsze nosiłem w sobie
doroślejszą duszę, niż okazywało to na zewnątrz ciało. Pomyślałem, że napiszę coś, co w
moich ustach nie zabrzmiało by aż tak dorośle, jak zaśpiewane przez Krzysztofa. Jestem
pewien, że to właśnie udało mi się doskonale. Dzisiaj, sporo lat po tym kiedy piosenka
została nagrana, sam śpiewam ją na swoich kameralnych koncertach. Dzisiaj śpiewana
przeze mnie, człowieka w średnim już wieku brzmi na moich koncertach równie wiarygodnie,
co śpiewana przez Krzyska. Wiem, że każdy facet chciałby znaleźć w sobie spokój, który
pozwoli mu zaśpiewać, że nikt mu nie powie, że mógł lepiej przeżyć swoje życie.
3. Czym najbardziej ujął Cię Krzysztof Krawczyk?
Serdecznością. Pamiętam, spotkaliśmy się po raz pierwszy zupełnie przypadkiem na jakiejś
stacji benzynowej. Ja byłem już wtedy rozpoznawalny, ale ciągle przecież na początku drogi.
Podszedłem przywitać się i przedstawić. Zaskoczyła mnie jego ogromna serdeczność, jak i to
że w ogóle kojarzył kim jestem. Do dziś kiedy się spotykamy wymieniamy między sobą tę
właśnie serdeczność. No ale, czyż mogło by być inaczej? Krzysztof wie, że pierwszy czarny
singiel jaki miałem w życiu, wyprodukowany przez firmę Tonpress na stronie A zawierał
piosenkę „Pamiętam ciebie z tamtych lat", a na B…? no i tego nie pamiętam (śmiech)