Korzenie sprawy sięgają roku 2005 r. - wtedy to pewien pracownik Microsoftu odkrył, że Sony wykorzystuje do zabezpieczenia swoich płyt oprogramowanie, z którego na co dzień korzystają raczej internetowi przestępcy. Chodziło o tzw. rootkit, czyli złośliwy program potrafiący ukryć się przed większością standardowych aplikacji zabezpieczających. Na domiar złego okazało się, że ów program jest źle napisany - nie dość, że powodował problemy ze stabilnością systemu Windows (w którym instalował się bez wiedzy użytkownika), to jeszcze miał błędy ułatwiające zdalny atak na OS. Na tym się zresztą nie skończyło - później okazało się jeszcze, że fragmenty owego programu bezczelnie skopiowano z aplikacji napisanej przez słynnego DVD Jona.

Nic więc dziwnego, że koncern Sony krytykowali wszyscy - od organizacji reprezentujących konsumentów, przez specjalistów ds. bezpieczeństwa, po konkurentów. Przeciwko firmie skierowano wiele pozwów i zmuszono ją do wycofania z rynku wszystkich nieporadnie "zabezpieczonych" płyt. Okazuje się, że kilka procesów trwa do dziś - jeden zakończył się właśnie w Niemczech. Sąd orzekł, że sprzedawca płyt musi zrekompensować klientowi problemy, jakie spowodowało wadliwe zabezpieczenie - straty oszacowano na 1200 euro.

Autor pozwu twierdził, że wadliwe działający system antypiracki doprowadził m.in. do bezpowrotnego zniszczenia pewnych danych. Co więcej - ów biedny klient godzinami próbował dowiedzieć się, dlaczego jego komputer nie działa tak, jak powinien (po tym, jak w systemie zainstalował się system antypiracki, program antywirusowy zaczął co chwilę informować o problemie z zabezpieczeniami i wykryciu groźnego wirusa).

(technoNEWS.pl)