W ścisłym finale znalazło się 15 i wtedy zaczęło się zamieszanie. Niektórzy mówią nawet o skandalu.

„To polityczna farsa. Nie powinniśmy mieszać polityki z kulturą" - mówi Jurij Faloza rzecznik Aniego Loraka, uchodzącego do niedawna za faworyta konkursu.

Według Falozy, kiedy zamknięto listę finalistów wystarczył jeden telefon z kancelarii premiera, aby do finałowej piętnastki dołączyć jeszcze czterech wykonawców.

Po telefonicznym i sms-owym głosowaniu wygrał jeden z zespołów dołączonych w ostatniej chwili - Greenjolly.

Grupa zasłynęła piosenką "Razom nas bahato" (Razem jest nas wielu) - hymnu "Pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie.

Wiele osób uważa, że zwycięstwo zespołu było "ustawione".

Rzecznik ukraińskiego premiera zapewnia, że decyzja o tym, kto ma być zakwalifikowany do finału należała do widzów i tylko do nich.

Ale krytyków niepokoi nie tyle kto zwyciężył - ale jak zwyciężył.

Ukraińskie media donoszą, że jeden z faworytów otrzymał tylko 13 głosów z całej Ukrainy.

Powodem miały być tysiące niedoręczonych sms-ów i permanentnie zajęte linie telefoniczne.

„Te cztery grupy wprowadzono do konkursu tylnymi drzwiami, na trzy dni przed głosowaniem. Zwycięska piosenka to nic innego, jak polityczna propaganda. To wstyd. To nie w porządku i nie po europejsku" - powiedział BBC Witali Żurawskij z Ukraińskiej Partii Chrześcijańsko- Demokratycznej.

Ani Lorak, który podczas pomarańczowej rewolucji nie krył swoich sympatii dla Wiktora Janukowycza uważa, że przepadł w rywalizacji z powodów politycznych.

Jego rzecznik nie krył wzburzenia: „Co nas jeszcze czeka? Będziemy wybierać lekkoatletów w zależności od tego, do jakiej partii należą?"

Ponieważ Ukraina wygrała ostatni festiwal Eurowizji, zgodnie z regulaminem została gospodarzem tegorocznej edycji.

Każdy może wystawić tylko jeden zespół lub wykonawcę, który będzie go reprezentował.

W 50 Konkursie Eurowizji Polskę reprezentować będzie zespół Ivan i Delfin z piosenką "Czarna dziewczyna".

(BBC Polska)